wa jej twarzyczkę, wyciąga rączkę do barona i ściska dłoń jego — tak znacząco!
Uścisk ten młodych, ślicznych paluszków podstarzałego celadona przenosi w krainę rajskich marzeń. Zapomina o hrabinie Z., która rozparta w krześle, z lornetką w ręku, oczyma przebiega salę i ściga go wzrokiem mściwym.
Baron cały pochylony ku pułkownikównie, zwracał na siebie i na nią oczy całej sali.
Koncert zszedł tak cały na tych grzmotach, okrzykach i entuzyazmie, którym wymożono na mistrzu znużonym, jeszcze jedną, nadprogramową, obrachowaną na zrobienie nadzwyczajnego wrażenia — improwizacyę.
Temat był narodowy, popularny...
Ponieważ na tłum zawsze więcej działa kuglarstwo niż sztuka, mistrz całą swą czarodziejską zręczność rozwinął w niej aby upoić słuchaczów.
Śpiewały głosy pojedyńcze, towarzyszyła im orkiestra cała, zdawało się słyszeć i ludzkie głosy i trąb brzmienie, i bębny i zele i flety, a wszystko to dziesięć palców wywoływało?!... Czarodziej! Uniesienie doszło do najwyższego stopnia zachwytu.
Wieńce srebrne i zielone, bukiety, korony
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.
186