Pułkownik z córką zjawił się ani za wcześnie, ni zbyt późno. Ważniejsze osoby towarzystwa już były w salonie zgromadzone, a na kanapie żywą rozmową zajęte były literatki.
Rolina weszła przybrana, jak zawsze, z wielkim smakiem, z prostotą i elegancyą, podnoszącą wielką jej piękność. Rzadko się jej trafiało stracić trochę wdzięku, a gdy chciała nadać twarzyczce blask, urok, pewien oznaczony charakter ad hoc, dopięła tego zawsze, choćby w duszy najwięcej cierpiała. Moc miała nad sobą potężną.
Powitawszy ją w progu gospodarz, zaprowadził do bratowej i siadł sam przy niej na chwilę, zabawiając przybyłą. Pułkownik nie mający tu nikogo znajomego, wielce skłopotany, nie wiedząc co z sobą począć, pozostał w środku salonu. W takim razie zwykł był dla kontenansu chudy wąs podkręcać. Zrezygnowany na wszystko co go spotkać mogło, byle córce z tem dobrze było, uśmiechał się sam do siebie, nie tracąc fantazyi. Przypatrywał się na ścianach rozwieszonym obrazom Daubignego, Decamps’a, Cabanela i kilku innych francuskich malarzy.
Gospodyni litościwa kilku słowy grzecznemi przywabiła go potem ku sobie.
Gdy się to działo, stary Conte di Bongi, zda-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.
198