równać z klasycznej piękności Roliną, ale obudzała wcale inne uczucie, wrażenie czyniła sympatyczniejsze. Tamta budziła niepokój, trwogę, uwielbienie, ta zajęcie i współczucie najżywsze, bo w kwitnącej jej młodości tkwiło już cierpienie zawczesne.
Na widok pułkownika dziewczę jak ze snu przebudzone, zwolna rozplątało rączki, spuściło oczy, podniosło się zawstydzone i krokiem nieśmiałym zbliżyło się pokornie do pocałowania jego ręki.
Maholich z głębokiem uczuciem, któremu napróżno się bronił, pochwycił jej główkę i pocałował ją w czoło.
Boehmowa nie ruszała się z kanapy, wzrok jej badał pułkownika. Domyślała się już, wiedziała ze stukania drzwi, z odgłosów rozmowy, które ją tu dochodziły, że Rolina musiała ojcu czynić wyrzuty, a biedny pułkownik przychodził tu schronić się przed niemi. Szukał pociechy i ratunku.
Zwolna Balbina wstała z kanapy.
— Pepi! — zawołała do dziewczynki — proszę cię, pójdź na chwilkę do kuchni, do starej Izydorowej, potrzebuję mówić z pułkownikiem.
Posłuszne dziecko wysunęło się z główką sympatyczną, a Maholich tęskno powiódł za niem
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.
217