wróci, że musi zwyciężyć. Usłyszała go wychodzącego i pobladła... Cały charakter kobiety malował się w tej zmianie, której twarz jej uległa po wyjściu z salonu.
Tam była roznamiętnioną, zrozpaczoną, aż do szaleństwa — za drzwiami zimny gniew i złość rysy jej oblekły grozą tylko i zemstą.
Czuła się upokorzoną, zwyciężoną — ona co wierzyła w swoją wszechmocność — odepchniętą, pogardzoną, ona, która pierwsza narzuciła mu się z miłością swoją. Człowiek ten wydał się nie zimnym, nie ostygłym ale nikczemnym... nienawidziła go...
Drzwi się za Broniszem zamknęły — Rolina rzucać się poczęła po swoim pokoju, szukając pociechy w tem że go w oczach własnych czerniła.
Odzierała go ze wszystkiego co w nim ceniła wprzódy, widziała zasadzki i rachubę w jego postępowaniu, a uczucie honoru nazwała dzieciństwem.
— Głupiec! — zawołała tupiąc nóżkami ze złości — głupiec, bałwan! — Taki człowiek byłby nieznośnym tyranem w pożyciu... chciałby panować nademną... Tak lepiej... Zerwane z nim na zawsze!