Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.
243

Dawszy nieco poczekać na siebie, zaproszona jejmość przyszła nareszcie — powolnym krokiem wlokąc się, z twarzą zapłakaną i posępną. Widać było że i ona zmuszoną się czuła, zrezygnowaną, niechętną. Stawiła się tu bez zbytniej uniżoności, zobojętniała, chłodna.
Pułkownikówna była już w myśli przygotowaną na jej przyjęcie — zbliżyła się przybierając powagę, — miała już przemówić, gdy spotkawszy ostry wzrok Balbiny zawahała się.
Nie chciała siebie upokorzyć, ani jej obrazić.
— U grobów — rzekła patetycznie — jak na łożu śmierci, i nieprzyjaciele się jednają. Pani i mnie równie drogim był ten zmarły...
Boehmowa na wspomnienie pułkownika płakać zaczęła — milcząc podała jej rękę. Ona w istocie na tym grobie gotową była złożyć w ofierze wiele z swej dawnej dla Roliny niechęci.
— Spodziewam się — ciągnęła dalej Rolina — że możemy pozostać z sobą razem, przynajmniej do czasu, póki ja własnego domu mieć nie będę. Rozstając się nagle po jego zgonie, dałybyśmy powód złośliwym ludziom do czernienia zmarłego.
Balbina stała ciągle zadumana, jakby o czem innem myślała.