Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.
253

do rychłego opuszczenia placu, a amerykanin jak przykuty siedział uparcie.
Jeden Morimer, wstał i zbliżywszy się do Roliny, kilku słowami grzecznemi ją pożegnał. Towarzystwo które tu zastał, dotknęło go niemile, potwierdzało stosunki pułkownikównej z ludźmi, których ojciec mu wymieniał.
Czuł się uleczonym niemal, oswobodzonym — lecz choć rana zdawała się zgojoną — bolała.
Bongi tymczasem żywą, ogólną o losach ludzkich, o cierpieniach i środkach złagodzenia ich zawiązał rozmowę z baronem, do której milczący amerykanin się nie mięszał. Dowiadywał się co panna Maholich myślała począć z sobą i czy chciała w Wiedniu pozostać.
Dziękując mu za troskliwość pułkownikówna odpowiedziała, że dla żalu po najlepszym z ojców, o niczem jeszcze pomyśleć, nic postanowić nie mogła. Potrzebowała wypłakać się, oprzytomnieć, obeznać z położeniem, w którem rozpatrzeć się nie miała czasu. Interesa ojca, którego nagła śmierć zaskoczyła, wymagały uporządkowania i t. p.
W ciągu rozmowy tej ze starym Bongi, amerykanin nie był dosyć panem siebie, aby się z pewnem zniecierpliwieniem nie zdradzić. Rolina po