Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.
257

i zbliżył się do niej z wyrazem czułym, rękę wyciągając jakby kibić jej chciał objąć — ale Rolina się cofnęła obrażona.
Don Esteban pozostał w miejscu zmięszany nieco.
Siadł opodal.
— Więc, jakież jest ostatnie słowo pani? — zapytał trochę nadąsany.
— Prosiłam pana o czas do namysłu — odpowiedziała panna, głosem który złagodzić się starała i uczynić obiecującym gdyż zaczynała się lękać, aby nie straciła amerykanina.
— Możesz się pan dorozumiewać — kończyła po chwili — że nie odrzucając jego prośby, tem samem daję mu już nadzieję. Ale w tej chwili nie zdaje mi się właściwem... Daj mi pan czas...
— Niech pani oznaczy jak długo mam oczekiwać? — zawołał wstając i zbliżając się natarczywie amerykanin, z pewnem zakłopotaniem. — Wspominałem już o ważnych sprawach, które mogą mnie ztąd odwołać... najniespodzianiej. Słyszałaś pani zapewne że... (zamruczał niewyraźnie) przyznają mi ludzie pewną misyę dyplomatyczną... Nie mogę o tem mówić więcej. Mógłbym być zmuszonym do nagiego wyjazdu...
Rolina słuchała zamyślona.