Oszukiwano ją, uwiedziono. Sam ojciec należał do spisku. Nic nie dawano poznać, bo nie byłaby się pozwoliła pokrzywdzić. Potokiem narzekań wybuchnęła przed prawnikiem żaląc się na krzywdę wyrządzoną. Dr. Hollender uspokajał ją i milczał.
— Wszystko to po czasie — powtarzał — co nieuchronne, do tego zastosować się potrzeba...
Po wyjściu prawnika, Rolina dnia tego nie widziała nikogo. Zamknęła się od Boehmowej i Pepi, rojąc co zrobi z sobą...
Z jej pięknością, wychowaniem, trochą pieniędzy — nie możnaż się było ważyć na stawkę nową w grze z losem?!
Mogła się przenieść gdzieindziej — stworzyć sobie stosunki; poważną dobrać towarzyszkę — i nie potrzebować nienawistnego amerykanina, nie patrzeć na nieznośną Pepi, nie ocierać się o wroga — Boehmowę.
Na to potrzeba było wiele energii, taktu, umiejętności, wytrwania, ale czyż jej na nich zbywało?