Gospodarstwo całe było jakieś oryginalne.
Przy gościach wszystko przybierało formę uroczystszą, po odejściu ich, rozprzęgało się.
Wieczorami zwykle tu grywano. Zaczynało się to od milczącego wistha, a później stopniowo przechodziło w inne kombinacye, które znaczne bardzo sumy na stół ściągały.
Trwały te zabawy czasem do białego dnia, przerywano tylko kosztowną wieczerzą, przekąskami i oblewane winami.
Grywano hałaśliwie, ale nigdy żadna kłótnia i skandal nie dały powodu do skargi i niepokoju w hotelu.
W miarę jak amerykanin dłużej tu zamieszkiwał, krąg jego znajomości coraz się rozszerzał i podnosił ku górze. Dyplomacya wyrzucała tu bilety, kilku wysokich urzędników odwiedziło amerykanina.
Wszystko to zawstydzając p. Stephena, w biurze hotelu wywoływało żarty z niego, bo się chlubił swem trafnem okiem.
— A co? — śmiał się kasyer. — Cóż ten twój podejrzany amerykanin? Wczoraj mu bilet wyrzucił książę... dziś przyszło zaproszenie na wieczór do ministra.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.
274