Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.
275

Pan Stephen poruszał ramionami, i dumnie ręce wkładał w kieszenie.
— Mówcie sobie co chcecie — odpowiadał niby upokorzony — zobaczymy!! zobaczymy! Dla mnie to zawsze zagadka. Człowiek jego stanu u którego jednej książki niema na stoliku, który gazety czyta tylko na dole zrana, i to pobieżnie, — trzyma sekretarza, a prawie żadnych listów nie odbiera i nie pisze — nie widzi mi się bardzo dystyngowanym. Zobaczycie!!
Tryb życia don Estebana dosyć był jednostajny. Wstawał późno, program dnia zależał od tego co się w mieście zapowiadało.
Żadnego głośnego koncertu, widowiska, balu, przejażdżki po Praterze, wystawy nie opuszczał nigdy. Musiał być i pokazać się wszędzie gdzie się cisnęli ludzie, wśliznąć się gdzie się zbierał świat większy.
Niekiedy dawał u siebie obiady, o późnej godzinie, francuską i angielską modą. Naówczas menu musiało być wyszukane, wina co najprzedniejsze, a po obiedzie grywano.
W czasie tych wieczorów najczynniejszym bywał kamerdyner, a sekretarz szedł na miasto i nie pokazywał się wcale.
Pan Stephen, którego oka nic nie uchodziło,