Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.
283

siedział milczący, nie mięszając się do rozmowy. Nierychło dopiero, uczuwszy że milczenie zdradzić go mogło, rzekł półgębkiem:
— Piękność zachwycająca!
— Ja — dodał ex-bankier, który chluby z tego szukał że wszystkie wiedeńskie piękności znał najlepiej i każdej z niej biografię mógł opowiedzieć — ja oddawna śledzę zdaleka tę panienkę. Nie ujmuję jej wdziękom, brylant to pierwszej wody; świeża jeszcze jakby dwudziestu lat nie miała, ale ma ich więcej trochę. Za życia ojca mogła się spodziewać wydać za mąż i, zdaje mi się że nad tem pracowała zręcznie... teraz trudniej będzie.
— Jakto, zręcznie? — podchwycił Bongi niemal urażony, ujmując się.
— Tak jest, zręcznie — powtórzył uparcie ex-bankier — obstaję przy tem. Mój przyjaciel Salomon Morimer, en sait quelque chose. Gdyby on od niej zręczniejszym jeszcze nie był, ten półgłówek Adam jużby się może był z nią ożenił, bo szalenie się rozkochał.
— A cóżby w tem ożenieniu tak nierozsądnego było? — zapytał Bongi. — Pannie nic zarzucić nie można.
Pardon! — zawołał stary. — Kochać się