Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.
294

żartobliwie, pół seryo — kupiec dodał pochylając się grzecznie.
— Niepodobna pani widywać i nie zająć się żywo, nie uczuć dla niej sympatyi. Skazaną pani jesteś na obudzanie w ludziach marzeń, a któżby nie pragnął ich urzeczywistnienia!!
Rolina uśmiechała się dziwnie, gryząc usta i poruszając główką.
— Zdaje mi się, że pan przynajmniej do tych wszystkich się nie liczysz — szepnęła ironicznie.
— Niestety — śmiejąc się z otwartością mimowolną odparł Gerlach — ja właśnie mówię to z własnego doświadczenia...
Zarumieniła się Rolina, lecz nie okazała ani zdumienia ani oburzenia, które uczuła. Poruszyła głową i nie odpowiedziała nic. Gerlach poczuł że się zadaleko posunął.
— Niestety! — rzekł — wielkie to zuchwalstwo z mojej strony, że się do tego przyznaję. Pani patrzysz wyżej i masz prawo żądać więcej niż spokojnego, mieszczańskiego życia, a ja — wzdycham do tego, abym, zwinąwszy handel, osiadł gdzieś w ładnym domku, otoczonym zielenią, daleko od zgiełku i wrzawy, która mi się już naprzykrzyła...