minałam, że się za mną włóczy, nie podoba mi się wcale. Brzydka, dzika twarz, jakieś oczy zwierzęce; ale mówią, że ma milijony i to go czyni prawie przystojnym, przynajmniej znośnym.
Zamyśliła się nagle, urwała i zamilkła.
— Zdaje mi się — przerwała Balbina — że wszystkich nie wyliczyłaś...
— O! nie! nie! — śmiejąc się perłowemi ząbkami odpowiedziała Rolina — ale tych o których zamilczałam, dzisiaj u księżnej nie spotkam... W różnych sferach mam potrzebnych mi czcicieli.
— Którymi się doskonale i nielitościwie wysługiwać umiesz, nieprawdaż? — szepnęła Balbina.
— A od czegóż oni są? — mówiła oka nie spuszczając ze zwierciadła Rolina — alboż mój uśmiech i uścisk ręki nie są warte usług jakie mi oddają?
— A twe serce? — spytała Balbina.
— Serce! — rzekło żywo dziewczę. — Wierz mi, że ja niewiem czy je mam... i czy to co wy nazywacie sercem, mieć będę kiedy. Mniej więcej są mi wszyscy obojętni, gdy nie są potrzebni. Widzisz, jestem szczera.
Czasem, twarz nowa, człowiek nowy, mło-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.
26