Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
297

wicz, kupiec, mógł jej się oświadczać, a może wyobrażał sobie iż sierocie ubogiej łaskę czyni!
Z tego okropnego upadku potrzeba się było podźwignąć!
— A! nie, stokroć, nie! — mówiła idąc śpiesznie ku domowi. — Ja, miałabym być zmuszoną zamknąć się gdzieś w kącie — wyrzec świata, zaprzeć życia — siedzieć nad kołyską krzykliwych dzieci, pilnować kuchni — i spędzać dni sam na sam z panem Gerlachem... Nie — to być nie może.
Lepiej ginąć dobijając się wyżej, niż takiego szczęścia kosztować!
Choćby krótko — żyć muszę! Wzbić się tam, do góry, do tych sfer niedostępnych dla tłumu odetchnąć powietrzem, którem one żyją.
Samo przypuszczenie takiej samotności we dwoje, za światem, bez widzów, bez blasku — wprawiało ją w rozpacz. Czuła się dosyć silną by zdobyć to co zawsze uważała za cel życia jedyny.
Z dwojga wolała wstrętliwego amerykanina z jego milijonami, kogokolwiekbądź, byle ją w świat prowadził i dał to czego pragnęła...
I myśl powróciła ku temu na wpół narzeczonemu, którego pierścionek miała na palcu. Wię-