Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.
303

— Wyjechaćbyś musiał? — podchwyciła marszcząc się Rolina — ale dokądże!
Amerykanin myślał długo.
— W każdym razie — odezwał się ciszej — jestto rzecz jeszcze niepewna i mówić o tem niepotrzeba... Niech to będzie tajemnicą między nami.
— Więc... dokąd? — powtórzyła Rolina.
Don Esteban poruszył ramionami.
— Jak nie wiem kiedy wyjadę, tak nie mogę oznaczyć dokąd!!
Oglądał się niespokojnie — przechadzał się znowu, tarł czoło. Oczy jego których białka wydawały się bielsze niż zwykle, a źrenice czarniejsze, błyskały złowrogo, niespokojnie.
Pułkownikównę strach jakiś ogarniał.
— Jeżeli wyjedziecie ztąd i nie będziecie mogli powrócić rychło... więc?
Dokończyła pytającem wejrzeniem.
Amerykanin odparł szorstko.
— Cóż was tu wiąże do Wiednia? Dla wzięcia ślubu, gdy papiery nadejdą, możecie przyjechać do mnie. Moglibyście i wprzód zamieszkać gdzieindziej, nie jesteśmy przymuszeni do życia w Wiedniu.