Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/315

Ta strona została uwierzytelniona.
311

głos wesoły, jasny, do którego p. Balbina nawykłą nie była.
— Pani Balbino!!
Od bardzo dawna w ten sposób Rolina nie powoływała jej do siebie, zwłaszcza gdy Pepi słyszeć mogła. Sama intonacya zdziwiła powołaną, która siedziała z Pepi na jednej kanapce, obejmując ją za szyję, z rozkoszą słuchając szczebiotania.
To „pani Balbino!“ głosem takim spokojnym wyrzeczone, w tym domu — teraz — było czemś fenomenalnem — Boehmowa zaledwie uszom wierzyć chciała, lecz pocałowawszy córkę, zerwała się i — wbiegła za powracającą już z podedrzwi do pokoju swego Roliną.
Znalazła ją z twarzą uśmiechniętą, z wejrzeniem śmiałem jakiemś, i łagodnem.
Było to cudem, bo w domu nadąsanie pięknej panny było stanem normalnym.
— Jestem — rzekła Boehmowa — ciekawie się jej przypatrując.
— Siadajże, proszę — dodała Rolina — bo, mamy z sobą do pomówienia. Raz musimy otwarcie się porozumieć, położenie nasze określić... i wspólne życie uczynić... choć znośnem.