Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/327

Ta strona została uwierzytelniona.
323

Było już po dziesiątej.
Rolina zdziwiła się widząc o tej porze wchodzącego amerykanina, zmięszanego, z twarzą wystraszoną, zmienioną, jaką czasem widywała u niego gdy był bardzo rozdrażniony. Sam ubiór jego mógł uderzać jako niezwyczajny. Odziany był jak do podróży, małej torebki którą miał na sobie, nie zrzucił, wszedł z nią do pokoju.
Pośpiesznym krokiem, jakby się lękał pogoni, nasłuchując, rzucając oczyma do koła, wtargnął do salonu.
W ręku niósł pudełko dosyć spore, ozdobne, okute misternie, które natychmiast postawił na ziemi.
— Stało się com przewidywał — zawołał trąc włosy, głosem zmęczonym i ochrypłym — muszę natychmiast jechać, natychmiast! Składam do rąk jej depozyt, o którym mówiłem — wskazał na pudełko — ale nikt o tem nie ma wiedzieć! Są w niem papiery bardzo ważne i kosztowności.
— Możesz o nie być spokojnym — odezwała się Rolina.
Amerykanin ciągnął dalej.
— Jeżeli pani je zechcesz złożyć u tego notaryusza czy adwokata, o którym wspominałaś, proszę je kazać okryć, obić, aby nie było tak zna-