ła w to na co patrzała i krajobrazowi żałobnemu oddziaływać nie dała.
Nawykła siedzieć w mieście, otoczona murami, bawiła się niezmiernie wszystkiem dla niej nowem: szachownicą pól różnobarwną, dziwnemi drzew kształtami, ptastwem co się unosiło nad błotami; każdym przechodniem, którego cień mignął przez okno, nowemi mundurami na kolei, saską wymową, pruskimi żołnierzami w hełmach świecących; altankami i ogródkami chudemi przy stacyach.
O wszystko zapytywała matkę, która jej nic wytłómaczyć nie umiała... lada co uśmiech wywoływało na usta. Rolina siedziała wciśnięta w głąb, cała w sobie zamyślona, zdając się nic nie widzieć.
Kuryerski pociąg leciał jak strzała, nie dając spocząć, wysiąść, ani odetchnąć. — Dwie minuty... pięć minut... Zaledwie otworzono drzwiczki i podróżni mieli czas wyskoczyć z wagonów, gdy już nazad wsiadać było potrzeba.
Drezno przemknęło się jak sen, w zielonym wianku swych drzew, parków, ogródków i alei, nad srebrną wstęgą Elby, dalej coraz było pustynniej, a w Röderau stacya do więzienia podobna zwiastowała kraj nowy...
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/354
Ta strona została uwierzytelniona.
8