Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.
9

Tu już nawet Pepi patrzeć na co nie miała, jej nawet zrobiło się smutno, ludzie i ślady pracy ludzkiej zniknęli... Stacye migały osamotnione, wioski zdala zdawały się w ziemię wklęsłe, droga, pomimo pośpiechu zaczęła być długą i nużącą.
Roliny z jej zadumy nic nie mogło rozbudzić. Cała w myślach o swojej przyszłości, w przeczuciach tego co ją tu oczekiwało, zaledwie spojrzała na kraj który uciekał.
Czekała Berlina wyobrażając go sobie czemś jak Wiedeń ożywionym, chociażby na inny sposób. Teraz gdy się tu kongres miał zbierać i dyplomaci z całego świata i ciekawi ze wszech stron, zdawało jej się że Berlin musiał wrzeń życiem.
Tymczasem nic go jeszcze nie zwiastowało.
Lichterfeld — stolica blisko, ale ów gród z milionem mieszkańców czuć się nie daje... W pustyni, na wydmie, wśród chudych i poschłych krzaków, które dobrego wzrostu człowiekowi do kolan sięgają, rozpierzchłe wznoszą się budynki pokończone, pozaczynane — najdziwaczniejszych kształtów i niepojętego smaku, niezamieszkałe i nieogrodzone.
Ruina jakaś, która nigdy nie żyła, coś zmarłego w kolebce...