Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/363

Ta strona została uwierzytelniona.
17

ogrodu... Wszystko to z dodatkiem ptaszków świergocących w drzewach — jej doskonale starczyło, aby się czuć szczęśliwą... Rolinie wydawało się to więzieniem. Ona, co nigdy za niczem tęsknić nie umiała, teraz niemal czuła coś do tęsknoty podobnego. Żal jej było Wiednia, który tak dobrze znała, gdzie się czuła panią, umiała obracać — a tu... znajdowała się obcą i bała uczynić kroku. Szczęściem trwać to nie powinno było długo i nie mogło.
Nazajutrz, razem z Pepi wyjechały na przejażdżkę, ulicą pod Lipami, aby zobaczyć zamek, galerye, główne gmachy i ów pałac, w którym kongres miał zasiadać.
Pułkownikówna roiła zawsze że ten zjazd powinien był niezmiernie ożywić stolicę, a nie mogła pojąć gdzie się ten ruch ukrywał, bo miasto normalnem swem życiem powolnem wegetowało. Przepychu, smaku, tej cechy arystokratycznej, którą wszystko w Wiedniu nosi na sobie, tu znaleźć nie mogła.
Fizyognomię miasta znamionowała surowość, ład, powaga, karność i wyraz siły, która się nie myśli wdzięczyć do nikogo. Zimno się jej robiło pomimo dnia ciepłego. Pepi zdumiona, ciekawa,