Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/367

Ta strona została uwierzytelniona.
21

która dnia tego, mimo półżałoby, bardzo była do twarzy ubraną i jaśniała tą pięknością arystokratyczną, która ją cechowała.
Hołd obcego człowieka wcale się jej nie przykrzył. Rozmowa, która miała trwać krótką chwilę, dla dowiedzenia się o p. de Mauriène (tak ciągle nazywał amerykanina) — nieznacznie, mimowolnie się przedłużyła. Rolina była znudzoną, gość ciekawy...
Hr. von Stilstein znał Wiedeń i mówił o nim z wielkiem uniesieniem, przenosił go nawet pod wielu względami nad Paryż, a z Londynem ani pozwalał porównywać.
— Jakże pani nasz Berlin znajdujesz? — zapytał.
— Dotąd — odpowiedziała pułkownikówna — nie śmiem nic o nim wyrzec. Nie poznałam go bliżej jeszcze. Dotąd mi w nim jakoś chłodno.
— A! — zawołał śmiejąc się kapitan — niech pani swych wrażeń nie ukrywa przez grzeczność. Berlin, my to sami wiemy, po innych stolicach europejskich podobać się nie może.
Jest to miasto pracy, karności, przyszłości. Nie idzie nam wcale o pokazanie się, o połysk. Nie mamy wdzięku, nie staramy się o to, ale mamy — siłę.