tylko głupich formalności. Wszyscy moi przyjaciele wiedzą o tem.
— Mężem i żoną wcale nie jesteśmy — wybuchnęła Rolina. — Powtarzam panu, że gdyby się podobny wypadek miał powtórzyć, ja natychmiast się ztąd wynoszę. Nie ścierpię tego.
— Wyniesiesz się? — zapytał iroicznie amerykanin. — Dokąd?
— Znajdę miejsce, w którem będę bezpieczną od takich napaści nikczemnych!
Don Esteban odpowiadał śmiechem, i gróźb się nie zdawał lękać.
Rolina odwróciła się od niego z pogardą, drzwiami rzuciła i wyszła gniewna i rozpłakana. Nienawidziła go.
Czuła to, że po tym wieczorze, przyjaciele amerykanina mogli mieć najfałszywsze wyobrażenie o jej stosunku z tym człowiekiem, który usiłował ją w oczach ludzi bezpowrotnie skompromitować. Było to umyślną, obrachowaną zdradą...
Don Esteban, choć widział całe jej oburzenie, nie starając się ją złagodzić i przejednać, wyszedł spokojnie na miasto i tego dnia już nie wrócił.
Przysłał tylko bilet, w którym o tem co zaszło między niemi, najmniejszej wzmianki niebyło, — a w nim, stylem jak zawsze napuszonym, upra-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/393
Ta strona została uwierzytelniona.
47