szał swą „królowę“, aby na jutro raczyła dla kilku, bardzo znakomitych gości (podkreślone), przygotować herbatę. Błagał ją, aby wystąpiła jak najwspanialej — i aby „bogini“ w całym blasku piękności swej czarującej się okazała.
Z wyrażenia iż goście „poznać ją pragnęli“, wniosła pułkownikówna, iż nowych jej miał przyprowadzić. Przeczucie jakieś mówiło jej, iż gościem znakomitym mógł być stary książę, którego ona także poznać pragnęła.
Postanowiła, bądź co bądź, być jak najpiękniejszą tego wieczora — o co bardzo łatwo jej było. Szło tylko o to, jaką sobie piękność wybrać miała z tylu najrozmaitszych, któremi rozporządzała...
Mogła być jaką chciała. Celowała w tem właśnie, że nie okazując przymusu ani wysiłku, nie dając się domyślać wdziania maseczki — ślicznej swej twarzyczce umiała nadać wyraz coraz odmienny, który strój właściwy uwydatniał i podnosił... Umiała być na zawołanie naiwną, smutną, roztrzepaną, wesołą, tragiczną, dumną, łagodną, dziecinną. Oczy i usta posłuszne układały się do tego wizerunku, który czasem studyowała przed zwierciadłem.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/394
Ta strona została uwierzytelniona.
48