Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/401

Ta strona została uwierzytelniona.
55

pałacu Radziwiłłowskiego, gdy się zjeżdżają na konferencye, wszystkich można widzieć.
— Tak, mości książę, ale mi mówiono — odpowiedziała Rolina — że bramy te zawsze wielki tłum ciekawych zalega... docisnąć się trudno, a cisnąć się niemiło.
Książę zamyślił się chwilę; pani domu robiła na nim coraz większe wrażenie.
— Wie pani co? — rzekł z uśmiechem. — Gdybyś mi ten honor uczynić chciała, a zawiozła mnie kiedy wcześnie na posiedzenie, coby było osobliwością, bo ja zawsze przybywam za późno — moglibyśmy stanąć z powozem u bramy, a ja miałbym szczęście służyć jej za cicerone.
Zarumieniona cała, poruszyła się Rolina, uszom swym nie dowierzając.
— Nie godzi się abym dobroci i uprzejmości księcia nadużywać miała!
Stary swą pulchną, białą ręką, pochwycił rączkę malutką Roliny, i z chciwością smakosza do ust ją przyciskając, zawołał z zapałem.
— Jedno wejrzenie jej ślicznych oczu, będzie sowitą zapłatą!
Ale kogóż pani tak jesteś ciekawą? — spytał pomilczawszy.
— A! wszystkich bez wyjątku mości książę!