Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/405

Ta strona została uwierzytelniona.
59

towane wszystkie warstwy społeczne, od robotnika, który nie rozumiejąc po co się tu gromadzono, stawał i cisnął się dla tego, że widział innych stających i cisnących się przed sobą, — od kucharki z koszykiem na ręku i siatką, od rzezimieszka polującego na nieopatrzne kieszenie, aż do zadumanego profesora, odstawnego wojskowego i nieszczęśliwego reportera dziennika, którego obowiązkiem było widzieć nawet to co było niewidzialnem.
Dziennikarze ci i reporterowie, którzy gdzieindziej znaleźliby może litość, albo sposób przekradania się i zdobycia choć fałszywej wiadomości, — tutaj traktowani z pogardą, z niechęcią, musieli też stać w ulicy, kryjąc się z tem co ich sprowadzało, bo podejrzenia o stosunek z dziennikiem starczyło, aby ich policya precz ztąd odparła. Czyniono im ten honor, że się ich niewinnej paplaniny — obawiano.
Pod rozmaitemi też postaciami zamaskowani reporterowie stali u żelaznej kraty, skazani na karmienie się tylko wonią kongresu i odgadywanie z twarzy członków jego, ich męczeństwa lub tryumfu.
Nigdy może tajemnice narad nie były ściślej zachowywane jak czasu tego zjazdu, któ-