Widocznie podniosło to pułkownikównę w oczach starego jej towarzysza, stał się dla niej grzeczniejszym jeszcze.
W tem powóz parokonny zwolna się zbliżać zaczął. Siedzący w nim ze spuszczoną głową, nie zdawał się widzieć nikogo. Zatopiony był w myślach i obojętny na to co go otaczało. Twarz spokojna, rysów wyrazistych, pofałdowana wiekiem, niegdyś piękna, była teraz znużoną, jakby ciężarem lat i pracy przygniecioną. Ubiór skromny, postawa zaniedbana, zdawały się zapowiadać człowieka który wszystko przeżył i świat cały miał teraz w sobie. Patrzeć nań już nie potrzebował.
— Przypatrz mu się pani dobrze — zawołał wskazując go książę — jest to może z nas wszystkich najwięcej zajmująca postać. Myśmy wszyscy coś winni urodzeniu, przeszłości, rodzinie, ten sam o własnej sile dobił się tam, dokąd inni z trudnością dochodzą wspinając się na cudze ramiona...
Mylę się — dołożył stary książę — winien też wiele pełnej poświęcenia kobiecie, pierwszej żonie swej, którą niegdyś widywałem w salonie lady Holland... Nie była piękną, ani dystyngowaną, ale dla poświęcenia się swego poszanowania godną.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/409
Ta strona została uwierzytelniona.
63