Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/419

Ta strona została uwierzytelniona.
73

— Aleście panowie przecież nie zerwali z sobą?...
— A! nie... tylko jesteśmy trochę żenowani. Może być żem ja nawet winien trochę. Uniosłem się, on to zniósł chłodno...
— A! przyjdźże pan do nas, aby się to nieporozumienie zagodziło. Ja to biorę na siebie. Mnie pana żal dla siebie...
Stilstein podziękował i chwilę milczał.
— Z panią — rzekł — mam usposobienie być zupełnie otwartym. Otóż, choć de Mauriène, tak ją z bliska obchodzi, powiem szczerze, że czasem bywa dla mnie niezrozumiałym. Pani go znasz lepiej. Wydaje mi się dziwnie nierównym, niekiedy wytłómaczyć mi go trudno.
— Jest w istocie trochę ekscentryczny — odpowiedziała Rolina, czując się w obowiązku stanąć w jego obronie. — Ale to mówi za nim że gdyby szczerym nie był, zapewneby jednostajniejszym być potrafił.
— Być może — rzekł Stilstein — a jednak tych jego wybryków różnych ja nie umiem z sobą pogodzić. Jest dla mnie zagadką.
Przerwał kapitan, bo Pepi nadeszła i do powozu się zbliżali.
— Przyjdź pan, proszę — zakończyła Ro-