Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/423

Ta strona została uwierzytelniona.
77

rykanin, czując się panem tutaj, odwrócił się i odpowiedzieć nawet na nic nie raczył.
Towarzystwo tym razem składało się ze wcale nie wybitnych osobistości, kilku podrzędnych dyplomatów in spe, wojskowych i dwu młodzieńców z arystokracyi, którym ochota do życia przyszła wprzódy niż wąsy.
Przy obiedzie już rozmowa tak była swobodną, a ton tak nie salonowy, że rozgniewana pani domu, nie mieszając się do niej, wstała przy deserze, i panów tych zostawiła samych.
Natychmiast zasiedli do gry, hałaśliwie, ze śmiechami, które na pierwsze piętro dochodziły. Kazano podawać herbatę, wina, przekąski, i północ minęła a goście nie myśleli odchodzić. Don Esteban dwa razy zjawiał się na górze, ale tylko z coraz nowemi wymaganiami i rozkazy. Śmielszy był niż zwyczajnie i nie zważał na to, że Rolina się gniewała.
Ze łzami w oczach, nabolawszy nad swym losem pułkownikówna z Boehmową, pomimo wrzawy, która je dochodziła, znużone spać się pokładły.
Nadedniem przecież ucichło, goście się porozjeżdżali, światła pogasły. Rolina sen miała niespokojny i przerywany. W chwili właśnie gdy