Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/428

Ta strona została uwierzytelniona.
82

go nie odbieram. Weź jeszcze z pół tuzina gołowąsów, ale wara! od mojego starego grzyba... Ja z nim już pięć lat jestem, i wydrę oczy, kto mi go zechce bałamucić...
Krzyczała jeszcze ta rozwścieczona furya, gdy Rolina z jękiem omdlała padła na kanapę — Boehmowa zasłoniwszy ją sobą zaczęła wołać i dzwonić na ludzi. Napastnicy nie zdało się to zastraszać.
Potokiem lały się jej z ust te same ciągle pogróżki i łajania, z coraz większem grubijaństwem i gwałtownością. Dopiero przybycie Schmidta, sług, anglika, który jakiemś szczęściem był w domu, i postawił się groźno, zmusiło wrzeszczące baby do odwrotu.
A że chciały wywołać skandal i całego sąsiedztwa oczy zwrócić na villę, wyszedłszy z niej rozzłoszczone, z pięściami do góry, u bramy jeszcze miotały się, hałasowały, aż póki nadbiegający policyant nie zmusił je siąść do powozu i uciekać.
Scena ta była ciosem, który dobił nieszczęśliwą Rolinę. Cała we łzach, z gorączką, zawlekła się do łóżka, i ukrywszy głowę w poduszki, płakała.
Utkwiło jej i to w pamięci, że napastnica nazwała narzeczonego jej, szulerem i oszustem...