Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/430

Ta strona została uwierzytelniona.
84

dziecięcą. Nie zwykła do rozporządzania pieniędzmi, szafowała niemi hojnie.
Z trwogą więc pobiegła do biurka, przeliczyć co jej zostawało. Mógł to być ostatni ratunek!
Około dwudziestu tysięcy guldenów znalazłszy jeszcze nietkniętych — odetchnęła. W najgorszym razie mogła ztąd uciec, szukać schronienia gdzieindziej, tam gdzieby jej nie znano. Odepchnięci a teraz zapomnieni przyjaciele, przychodzili jej na myśl, pewną była że na zawołanie, na głos jej, stawićby się musieli na ratunek.
Nie przypuszczała jednak jeszcze, ażeby Don Esteban był w istocie tak winnym jak się wydawał. Człowiek innnego świata, pół dziki, do swobody nawykły, dziwaczny. Kochał ją przecie namiętnie — majątku dowodziło życie i wydatki.
Chciała zagrozić mu że go opuści, jeśliby trybu życia nie zmienił, położenia swojego nie wyjaśnił...
Nic ją bezpowrotnie nie wiązało, skompromitowaną się nie czuła, dumą swą wyższą była nad posądzenie...
Boehmowa także, litując się nad nią, starała się ją pocieszyć i uspokoić.
— Rozmów się z nim stanowczo, gdy przyj-