Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/438

Ta strona została uwierzytelniona.
92

bo żaden bankier nie wypłaca tak znacznej sumy, nie zapytawszy telegrafem! Potwarz!!
Są ludzie co mnie chcą podać w podejrzenie i napiętnować, ale wstali zapóźno!! Wiem z czyjej ręki ten cios pochodzi i — potrafię go odepchnąć zwycięzko, pomścić się krwawo...
Amerykanin mówił w początku z takim spokojem i pewnością siebie, iż Rolina mu uwierzyła. Tak pragnęła widzieć go oczyszczonym!
— Więc natychmiast, jednej chwili nie tracąc, krzyknęła — idź, jedź i zgnęb tych niegodziwych wrogów swoich! Takiej plamy człowiek na sobie znieść nie może, ani godziny... Ukarz tych zbrodniarzy.
— Tak, to są niepoczciwi zbrodniarze — odezwał się spokojnie siadając amerykanin — lecz żeby ich ukarać przykładnie i wyjść z tryumfem, potrzebuję czasu, muszę być ostrożnym... Radzi by mnie pochwycić, wiedząc, że choćbym był uwolnionym, podejrzenie przylega do człowieka.
— Ale któż są te wrogi? cóż to jest? zemsta jakaś? — wołała ręce łamiąc Rolina.
— Ah! długiegoby to potrzebowało tłumaczenia — odezwał się, starając się okazać spokojnym amerykanin. — Sprawa to krwawa, straszna, rodem z tych krajów podzwrotnikowych, w któ-