Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/471

Ta strona została uwierzytelniona.
125

w sklepie. Wywiesza najświetniejsze obietnice a najczęściej ich nie dotrzymuje.
Zdanie to rzucone tak w oczy pięknej Rolinie, było prawie impertynencyą, ale Adam uczynił to bez namysłu, mimowolnie. Pułkownikówna podniosła głowę i usta skrzywiła dumnie...
— Wiesz pan? — odezwała się — że coś podobnego powiedzieć, niezupełnie brzydkiej kobiecie, jest prawie... obelgą? Wiedziałam że pan bywasz roztargniony, nie sądziłam byś był... niedelikatnym.
— A! pani! co za myśl! — podchwycił Morimer z przesadzoną grzecznością — czyż godzi się to tak tłumaczyć? Pani jesteś wyjątkiem.
— Dziękuję — zimno odparła Rolina. — Chciałżebyś pan mścić się na mnie?
— Za co? — zawołał Adam. — Byłoby to największą niesprawiedliwością pomsty szukać za grzech własny.
Nie wskrzeszajmy tej biednej przeszłości.
— Biednej? — spytała Rolina.
— Nie umiem jej dziś nazwać inaczej — rzekł Adam. — Dla pani ona się może inaczej nazywać. Miałaś wielką wyższość nademną. Ja...
Przerwał nagle głosem weselszym.