Postać to była dosyć oryginalna; mężczyzna silny, barczysty, nie bardzo zgrabny, zaniedbany, z twarzą wyrazistą, rozumną, ale szyderską, i uderzającą jakimś egoizmem. Broda i włosy obficie otaczające twarz bladą, spadały i kręciły się w nieładzie malowniczym może, ale przypominającym że palce źle zastępują szczotki i grzebienie. Strój bez pretensyi, szeroki, porozpinany, zszarzany; kołnierz od koszuli krzywo spięty, chustka przekręcona z węzłem na boku, okazywały pogardę jakąś elegancyi trywialnej, przesadzoną. Był to jednak, mimo zaniedbania, jeżli nie piękny mężczyzna, to przynajmniej postać czyniąca wrażenie i niepospolita, bo z oczów i wyrazu twarzy tryskał duch, który najbrzydszym rysom daje aureolę.
Zaledwie usiadłszy i obiegłszy oczyma salę, artysta postrzegł Rolinę i widocznie pięknością jej zosta uderzony; wskazał ją Adamowi, począł się go rozpytywać i słuchał z uwagą długiego jego opowiadania. Przez cały ciąg obiadu ścigał ją wzrokiem i mocno się zdawał nią zajęty. Nie jadł prawie tak mu żal było oczu od niej odwrócić.
Adam uśmiechał się złośliwie, widząc to zaprzątnienie.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/475
Ta strona została uwierzytelniona.
129