było miłem jak ambarasującem. Czuła ten wzrok gorący na sobie.
Naostatek, gdy go Morimer żartobliwie zagadnął o to osłupienie, rzekł otwarcie.
— Niech pani tego nie bierze za pochlebstwo... bo ja nie pochlebiam nikomu i znany jestem z grubiaństwa... Pani jesteś cudownie piękną.
Rolina odpowiedziała niedowierzającem słówkiem skromnem.
— Pani o tem tak dobrze wiesz jak ja i wszyscy co na nią patrzą — dodał Alti. Był po szampańskiem jeszcze ożywiony i mówny.
— Nie wiedząc nawet, poznałbym był w niej dzięcię południowych krajów. Na północy, w tym zamarzłym Berlinie, kobiety choć są piękne, być niemi nie umieją; w Wiedniu...
— Choć nie piękne — przerwała śmiejąc się Rolina.
— Tak, choć nie piękne, wdzięk sobie nadać potrafią — dokończył malarz. — Z powołania muszę studjować twarz ludzką; rysy zapewne bardzo wiele znaczą, ale nie są wszystkiem, dusza musi patrzeć przez nie, aby im wdzięk i życie nadała.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/479
Ta strona została uwierzytelniona.
133