Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.
44

niej wcale niebezpieczną. Pułkownik ufał jej — ale serce mu biło.
Pomimo tego rozumu, mimo tej niezmiernej zręczności, z jaką zawiązywała i rozwiązywała stosunki, lat kilka upływało straconych; ludzi się koło niej snuło coraz więcej, a nikt z nich (mimo że się na zabój kochali) pułkownikównie się nie oświadczył.
Gdy ojciec nieśmiało ją zapytywał wzdychając:
— Kiedyż się ty wyswatasz, moja śliczna?
Rolina odpowiadała popędliwie:
— Ach! pójść za pierwszego lepszego młokosa mogłabym dawno — ale — cher papa, ja wyżej patrzę i sięgam... Mam więcej ambicyi — o! dużo ambicyi! Ci panowie dobrzy są do przynoszenia cukierków i kwiatków, do małych posług po mieście, ale do ołtarza! do małżeństwa!...
Potrząsała piękną główką i kończyła szyderskim śmieszkiem.
Gdy pułkownik otoczony, badany, jak mógł i umiał grzecznie się obraniał niespodzianym napaściom, Rolina za kortyną najprzód, potem w przyległym pokoju oblężoną była przez artystów, którzy z nią grali, i gości, którym księżna się tu wcisnąć pozwoliła.