Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/480

Ta strona została uwierzytelniona.
134

Pułkownikówna, milczącego chcąc wciągnąć Morimera, zwróciła się ku niemu.
— Pan Adam także jedzie podobno robić studya fizjognomiczne do klasycznej ziemi.
— A! nasze włoszki — wykrzyknął Alti — jakby one były piękne gdyby się tak prędko nie starzały... Nic tak nie przekwita jak ta piękność południa.
— I wschodnia — dodał Morimer.
— Tak — rzekł malarz — prawa natury są niezbłagane, co się wcześniej rozwija, musi też uwiędnąć wcześniej.
Rozmowa toczyła się tak wybitym torem, a rozmawiający przypatrywali się sobie. Alti szczególniej naprzykrzony był swemi ciekawemi oczyma pułkownikównie. Posądzała go że chce rysy zapamiętać i zamknąć ją do swego albumu.
— Mam wielką pokusę — odezwał się — z moim przyjacielem Adamem, przejechać się do Włoch. Zmęczył mnie pobyt nad smutną Spreą, a ostatni portret... dobił.
Westchnął, podnosząc oczy ku niebu.
— Nasze powołanie — mówił — dla prostej fantazyi nie pozwala odrzucić żadnej pracy, kiedy się nam ona dobrze opłaca. W każdym arty-