Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/486

Ta strona została uwierzytelniona.
140

ce dobrze opancerzowane, a ta biedaczka gotowa uwierzyć, pokochać i cierpieć...
— Pokochać? — pochwycił Adam. — Pani więc myślisz że ja znalazłszy tę drogocenną perłę, która się nazywa miłością prawdziwą — mógłbym ją porzucić, i — choćby życia nie dać dla niej?
Pułkownikówna pogardliwie ramionami ruszyła i szydersko zawołała:
— A! słowa! słowa! któżby im wierzył. Wyśpiewałbyś poeto, miłość swoją i na laurach spoczął.
Po takich rozmowach z nią, Morimer podrażniony, zmienił tylko ton, lecz im się wydawał chłodniejszym, tem w istocie mocniej był rozgorączkowany.
Dnie uchodziły na przechadzkach, w czasie których się spotykano, na przypadkowych zejściach, krótkich zetknięciach w teatrze, na koncertach, i czasem kilkakrotnych pożegnaniach gdy w kilka minut znowu schadzka była nieuniknioną.
Wielka ta siła atrakcyjna, którą pułkownikówna obdarzoną była, nietylko jednemu Morimerowi czuć się dawała; artysta, człowiek starszy daleko, obyty ze światem, z niewiastami i pięknościami, sybaryta, sceptyk, nie cierpiący przy-