chowanie, talenta, wszystko! Ty Bóg wie jak zalecieć byś mogła wysoko!!
— A! kochana moja — przerwała Rolina — sieroctwo, brak opieki... a choć nie bez majątku — mam mało, trudno było czekać!
— Mając takie oczy! — wołała Keperau — takie oczy! Z niemi nic nie potrzeba więcej. Siła w nich magiczna. Słowo ci daję, nie pochlebiam, prawdę mówię, tu niema mężczyzny, który, gdybyś mu chustkę rzuciła, nie padłby na twarz przed tobą.
— A cóż mi z tego?
— Co? zdobyłabyś wszystko czego tylko możesz pragnąć — plotła Keperau. — Bóg ci tę piękność dał nie darmo, to znamię twojego przeznaczenia! Amerykanin prędzej czy później wywiezie cię do Nowego-Yorku, Chicago, Rio-Janeiro, Bóg wie dokąd! między dzikich ludzi. Szkoda ciebie...
Codzień prawie powtarzały się podobne rozmowy, w których przyjaciółka nie skąpiła kadzidła i wbijała ją w dumę. Pomimo to Rolina jednakże trwała jeszcze przy swym amerykaninie, w którego miliony wierzyła znowu. Groźba wygnania do nowego świata, nie ustraszała jej, bo się zawczasu przeciwko temu zastrzegła.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/497
Ta strona została uwierzytelniona.
151