że, i on lgnął a zatapiał się w pięknych oczach dziewczęcia.
W tem wszystkiem nie było nic nadzwyczajnego, ale zręczność, z jaką Rolina wszystkich ich trzech umiała utrzymywać przy sobie, drażnić, pociągać, pozbywać się, gdy jej to było potrzebnem, powoływać, a każdemu wpoić przekonanie iż on był w największych łaskach — w istocie dawała do myślenia, okazywała się zdumiewającą.
Ta naiwność, myślała księżna, miałażby tak być szczęśliwie od natury wyposażoną, czy tak już swej gry pewną?
Najnatarczywszym ze wszystkich był niedoświadczony młodzieniaszek, książę Rudolf, który może po raz pierwszy w życiu narażony był na takie wejrzenia, jakim i stary oprzećby się nie mógł. Nieśmiałość jego przechodziła chwilami w zuchwalstwo i Rolinie najtrudniej pozbyć go się było.
Lecz gdy zazdrośne wejrzenie barona St. Foix wymagało tego, umiała posłuszne chłopię skinieniem gdzieś odesłać, prosiła go o coś i zmuszała by się oddalił.
Z baronem St. Foix, który przylgnął do niej, była otwartszą, i gdy się zatrzymał zbyt długo a wyraziście, szepnęła mu, iż nadto ludzi ich ota-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
46