tylko co, przed chwilą — ale zobaczywszy mnie drapnął. Z pewnością jedzie, aby to biedne dziewczę pochwycie i uciec z nią... może do Ameryki, do Indyi... a gdzieś ją potem porzucić lub zaprzedać.
— Jest tu! tu! — porwał się Bongi — widziałeś go! Możemyż my pozwolić, aby padła jego ofiarą? Na Boga!!
— A jakże zapobiedz temu? — westchnął baron. — Wprawdzie możnaby pojechać do prefektury i domagać się, na własną odpowiedzialność aby go aresztowano, ale...
— Ale cóż? co? — przerwał Bongi. — Jeżeli wiecie że za nim wysłano listy gończe, to obowiązek.
Zjedzmy jednak naprzód śniadanie, bo umieram z głodu, potem ja z wami jadę do Beust’a, którego mam szczęście znać osobiście. Każemy go przytrzymać.
St. Foix spojrzał na zegarek.
— Pośpieszaj że hrabio ze śniadaniem, bo może jest w bulońskim lasku konno, albo zamknięty komponuje walc dla królowej Izabelli, która go już tańcować nie będzie; lub odpowiada na jaką saską broszurę...
Ruszył ramionami Bongi.
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/525
Ta strona została uwierzytelniona.
179