Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/532

Ta strona została uwierzytelniona.
186

byś mógł być zręczniejszym od ajentów którzy go ścigają.
St. Foix tłumaczył się nie bardzo logicznie, miłością bliźniego, obowiązkiem bronienia niewinności itp. Zdawało mu się że gorliwością w tej sprawie może być pomocnym.
W istocie szło mu o to aby Roliny nie dać pochwycić amerykaninowi. Miał on ją za już zgubioną, ale właśnie na rękę mu było, po odpędzeniu oszusta samemu się na ratowanie zaofiarować. Przed Bongim tylko nie przyznawał się do tego i mówił patetycznie o poświęceniu się dla nieszczęśliwej sieroty.
Bongi pochwalał zresztą tę rycerską gotowość stawania w obronie zagrożonej cnoty.
— Stanowczo jestem gotów jechać — dodał St. Foix. — Nie lubię nic robić przez połowę. Policya nie schwyciła go tutaj, musiał więc umknąć w kierunku Marsylii, koleją P. L. M. Jestem pewny że gdzieś tam u brzegu morza swej ofierze oznaczył miejsce spotkania się. Telegrafuję do Wiesbadenu, aby się dowiedzieć dokąd się ztamtąd udała, siadam na pierwszy lepszy pociąg i jadę.
Bongi ściskał go z rozrzewnieniem.
— Oto ja we francuzach lubię — rzekł —