wił, natrętnością swą na pół butelki wina. Drżał z niecierpliwości.
Oczekiwanie niezmiernie długo się przeciągało.
Don Esteban ani słodyczy, ani deseru nie żądał, zakąsił serem, przyniesiono mu kawę, do której wpuścił sporo koniaku, wypróżnił ją prędko, zapalił cygaro, zawołał l’addition! zapłacił rachunek i poprawiwszy kapelusza zmierzał ku drzwiom.
Baron wstał zrozpaczony.
W tem dwaj sąsiedzi amerykanina podnieśli się także z krzeseł, spojrzeli na siebie, jeden z nich don Estebana wyprzedził do drzwi i grzecznie mu się ukłoniwszy, coś długo na ucho szeptać zaczął.
Barona tknęło dopiero teraz przeczucie, iż ci dwaj panowie musieli być wysłańcami z Paryża...
Odegrał się w istocie w oczach jego krótki dramat. Amerykanin w chwili gdy go chciano zatrzymać rzucił się potrącając ajentów i gości ku drzwiom na port wychodzącym, gdy drugi policyant zaskoczył mu drogę i silną ręką chwyciwszy za piersi zatrzymał. W sali powstało zamię-
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/541
Ta strona została uwierzytelniona.
195