Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/550

Ta strona została uwierzytelniona.
204

i czerwonawych skał, zdawały się obrazkiem przez fantazyę pejzażysty stworzonym.
Prawda była podobną do bajki z Tysiąca i jednej nocy.
Właśnie jednego takiego dnia spokojnego, z portu przy Lazarecie, wypływała łódź z nicejskiemi geśćmi na morze, które ubrało się w najpiękniejszy swój lazur, zdala wszystkiemi odcieniami tęczy mieniony.
Z tego miejsca w którem się wioślarze, nawykli do wożenia cudzoziemców zatrzymali, widok był prawdziwie zachwycający.
W głębi cały łańcuch lilijowych Alp ostro i zębato malujących się na żywym niebios błękicie; poniżej jakby w gnieździe zieleni różnobarwnej, przybierającej kształty kuliste, piramidalne, fantastycznie pogarbione i postrzępione — leżało miasteczko rozsypane po wybrzeżu, ze swemi villami, wschodami, galeriami, kolumnami i wzgórzem starego zamczyska, panującem mu majestatycznie.
Jako tło, służył łańcuch gór, wierzchołek Mont-Chauve, pozaokrąglane garby pagórków cimenceńskich po nad strumieniem Varu.
Nawet oswojone z tym czarodziejskim obrazem oko, nie mogło się od niego oderwać.