Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/556

Ta strona została uwierzytelniona.
210

— Przybijajcie gdzie się wam podoba, bylem się mógł napatrzeć — odparł wesoło książę. — Pieknie bo u was jest, do licha — nad wyraz wszelki!
Cicerone się uśmiechnął.
— Spodziewam się że w. książęca mość z villi Maryi zadowolony?
— Dosyć — rzekł książę — choć teraz gdy ich więcej widziałem, możebym był wolał inną. Ale (uśmiechnął się do siebie) ma ona swą dobrą stronę.
Przewodnik pilno nasłuchujący i przypatrujący się mówiącemu, uśmiechnął się także, jakby tę stronę dobrą rozumiał.
— Sąsiedztwo przyjemne — szepnął trochę złośliwie.
Rumieniec przebiegł po dziewiczej twarzyczce księcia, ale wnet wrócił do powagi jaką względem cudzoziemca przybierał, nie dając mu się poufalić z sobą.
Łódź tymczasem zwolna zbliżała się ku wybrzeżu, a słońce też bledniejąc zachodziło za góry. Chłodniejszy wiatr od nich powiewał, powierzchnia morza dotąd wygładzona i nieruchoma, marszczyła się, kołysać zaczynała. Barwy wód ciemniały i żywość traciły; zdala pas lazuru