Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
52

niej — zaśmiała się gospodyni — i w takich surowych zasadach wychowany.
— Tem gorzej! — zamruczała hrabina.
— Zresztą — dokończyła księżna — moja naiwna wszystkich równo kokietowała, nawet tego zastygłego Mountcastle, który skakał przed nią jak poliszynel na sznurku...
— O! ci mężczyźni! — z goryczą odezwała się hrabina — Mountcastle i St. Foix oba jej dworowali, narażając się na śmieszność. Uważałaś pewnie! St. Foix! Obrzydliwy był! — Ruszyła ramionami. Wtem księżnę odwołano.
Stoliczek i krzesło na którem usiadła Rolina, opasane były murem ciekawych, usiłujących się jej przypatrzeć i zbliżyć do niej.
Wśród tego tłumu, jedna postać niema szczególniej zwrócić mogła uwagę pewną ekscentrycznością. Stała ona opodal trochę. Wśród tych fizyognomij jednego prawie typu — mężczyzna ten ogorzały, dość brzydki, odznaczał się jakby nie europejską twarzą, ciemno — czerwonawej płci, z oczyma czarnemi, nie mongolskiego charakteru. Maska ta przypominała jakby illustracyę jakąś z podróży po Ameryce południowej, był to typ na pół hiszpański, coś z dzikich plemion indyjskich w sobie mający. Oblicze było niemiłe, surowego,