Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/562

Ta strona została uwierzytelniona.
216

torna wydawała mi się Wenerą. — Ruszył ramionami przysuwając sobie świeże masło.
— No... chwalcie, unoście się jak się wam podoba, Platonie Entychjewiczu, ale... ostrożnie! ostrożnie!
— Dlaczego?
— Bo to są połapki! — rzekł stary.
Nieustraszony tem książę, śmiał się.
— Tak! tak — mówił dalej jenerał zajadając żarłocznie. — Ja się szczególniej boję tych kobiet co przyjeżdżają na wystawę na takie targowiska jak Nica, Monaco i inne. Młodym się łatwo głowa zawraca.
Gdybyście tu byli przyjechali za życia matki waszej, Maryi Piotrównej, kiedy ona jeszcze czuwała nad wami (a była niewiasta przenikliwa i baczna), onaby was ustrzegła od biedy. Teraz wy sami jesteście panem swej woli i losu, a młodość gorąca, i prawda, że po naszej północy, to kraj i ludzie wydają się czarodziejsko.
— A! tak! tak! — wykrzyknął zapalczywie, podnosząc się Platon. — Te kobiety! Co to za elegancya! jaka dystynkcya! mowa, wykształcenie. Co za urok w nich!
Jenerał słuchał uśmiechnięty i tylko usta pełne herbaty, parsknąć mu nie dały!