rzenie śmiałe sprzeczało się z bolesnem warg skrzywieniem.
Sama postawa jej miała coś w sobie pognębionego, znękanego. Siedziała zmęczona, to na podłogę spoglądając, to na ściany.
W domu całym cicho było, w suterenach tylko kręciła się żeńska służąca, a na piętrze niekiedy żywsze kroki wstrząsały sufitem, bo villa nie była zbyt krzepko zbudowaną i lada silniejszy ruch, lada wiatr nią potrząsał.
Była to jedna z tych budowli wątłych, na spekulacyę wznoszonych, powierzchownością łudzących, w których zamieszkawszy dopiero czuje się wszystkie ich niedogodności.
Pomimo słońca i ciepła zewnątrz, Rolina w saloniku wstrząsała się przejęta chłodem zamkniętych pokojów. Z twarzy jej wnosić było można iż odpoczywała po jakiemś przesileniu, po przebytej walce, dumając o jej następstwach.
Siedziała tak dosyć długo, gdy na wschodach dały się słyszeć kroki żywe, które zmusiły ją wyprostować się i przybrać postawę poważną, niemal surową.
Drzwi się otwarły, weszła Boehmowa, ale nie ta jaką widzieliśmy w Berlinie i Wiesbadenie, pokorną, zrezygnowaną, posłuszną, podobna
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/580
Ta strona została uwierzytelniona.
2