Rolina raz tam zajechawszy przez ciekawość, postawiwszy luidora i wygrawszy kilkaset franków, zaczęła wierzyć że ma szczęście i że powinna wygrać krocie.
Wprawiło ją to w goryczkę.
Pojechała raz drugi i trzeci, przegrała parę tysięcy, a że wiele z własnego kapitału roztrwoniła, przy tej namiętności groziły jej zawikłania, długi, niedostatek...
Najdziwaczniej w świecie Rolina to rozpaczała, to roiła rachując na jakieś cuda, na swoją gwiazdę, na szczęście nadzwyczajne. Ze smutku przechodziła do gorączkowej wesołości...
Zaledwie drzwi się zamknęły za Boehmową, gdy, po chodzie szybkim, nierównym i stukających korkach, Rolina poznała nadchodzącą przyjaciółkę.
Stara baronowa była tu nie gościem ale całodzienną załogą. Nie mieszkały wprawdzie razem, ale od rana do wieczora były z sobą.
Wpadłszy do saloniku i zastawszy Rolinę w kącie kanapy, nadąsaną, z brwiami ściągniętemi, Keperau przyskoczyła do niej z niepokojem i troskliwością.
— Kochanko! cóż ci to jest?
Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/588
Ta strona została uwierzytelniona.
10