Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/611

Ta strona została uwierzytelniona.
33

był zdziczałym, zaniedbanym, ogorzałym, niż na wiedeńskim bruku, Postawa ani strój nie dozwalały przypuszczać, aby do lepszego towarzystwa należał. Na twarzy, w ruchach poznać było łatwo śmiałego awanturnika, tej nieokreślonej klasy średniej, która pozorną i niezgrabną ogładą okrywa z trudnością pochodzenie swe z gminu.
Dawniej amerykanin umiał udawać szorstkiego, rubasznego obywatela drugiej półkuli, teraz, jakby już nie potrzebował zmuszać się do przybranej roli, występował napiętnowany zuchwalstwem oszusta bez wstydu. Strój jego podróżny, wyszarzany, pomięty, był lichy i ubogi, w rysach twarzy malował się niepokój zbiega, który się ściganym czuje. Oczy latały groźne i bojaźliwe razem, a ręka drgała, jakby szukając rewolwera na obronę.
Takim go teraz, po długiem niewidzeniu, zmienionym straszliwie, ujrzała zrozpaczona Rolina.
Gonił za nią roznamiętniony, dziki, z uśmiechem złym na ustach.
Zdyszany stanął przed nią.
— Ja właśnie jechałem do Nicy — zawołał głosem schrypłym i znużonym, nie zważając na