Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.
58

przedemną wesołą i tryumfującą, a że zwyciężyła, więc się dąsa... Jej nigdy dosyć, a zawsze na przekorę.
Pułkownik odjął od ust cygaro i skrzywił się.
— Proszę cię, Balbinko moja — rzekł łagodnie — dla czego ty na nią wymyślasz? Za co tego anioła mego czernisz? To prawdziwe nieszczęście że ja was kochając obie, nigdy w zgodzie widzieć nie mogę. To mi życie zatruwa.
Westchnął ciężko Maholich.
— Bądź pewny, Filipie — odparła kwaśno pani Balbina — że i mnie to nie bawi. Radabym aby było inaczej, ale to jest stworzenie, z którem nikt nigdy w świecie rady sobie nie da. Wychowałam ją od małego dziecka, kochałam jak własne dziecię, dogadzam we wszystkiem, może do zbytku...
Poruszyła ramionami niecierpliwie.
— Daj Boże, pułkowniku — dokończyła po chwili — aby ona i wam i mnie nie była wielkich utrapień przyczyną. Ty jesteś ślepy, kochasz ją, nie widzisz nic.
— A ty upatrujesz, imaginujesz zanadto, przesadzasz — przerwał łagodnie pułkownik, który nie chciał brać na seryo tego co mówiła Balbina. Ząb za ząb jak zaczniecie z sobą.